
Koniec lata wycisnęłam jak cytrynę, przez ostatnie ciepłe dni spacerując we dwoje do późnego wieczora, jedząc ulubione lody o smaku słonego karmelu i spontanicznie spędzając czas z przyjaciółmi, tymi, których widzimy codziennie, jak i z tymi, których spotykamy raz na wiele miesięcy.

Przełożyło się to również na ubrania, jakie w tym czasie wybierałam – stawiałam na lekkie i przewiewne tkaniny takie jak len czy moher. Wybierałam otwarte, oddychające sploty – wełniany tropik, bawełniany zefir. Chciałam jak najdłużej nacieszyć się nimi wiedząc, że już niedługo pójdą w odstawkę na kilka dobrych miesięcy, a z szaf zaczniemy wyciągać grube wełniane golfy, kaszmirowe szaliki i ciepłe rękawiczki.

Pozostając jednak w klimacie letnim, który towarzyszył mi podczas robienia zdjęć, chcę powiedzieć Wam kilka słów o lnie, który wprost uwielbiam. To materiał dosyć trudny – przede wszystkim ze względu na swą gniotliwość. Jednak nawet pognieciony prezentuje się przyjemnie i wybacza się mu nieidealny wygląd. Myślę też, że to chyba jedyna tkanina, w przypadku której niedopasowanie do sylwetki i ogólna „luźność” stroju mogą być dużym atutem – koszula ze zdjęcia należy do mojego chłopaka, ale uważam, że w takiej oversize’owej wersji również prezentuje się świetnie w klimacie letniego, miejskiego gwaru.










Koszula, spodnie, pasek – vintage,
Buty – Gucci,
Koszyk wiklinowy – Stag Jewels
Zdjęcia wykonał Bartosz
Komentarze Facebook